wtorek, 20 sierpnia 2013

Rodział III

Przepraszam bardzo. Rozdział miał być 18, ale nie miałam zbytnio czasu i weny. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Tym razem odrobinę dłuższy niż poprzednie. Bardzo bym Was prosiła o komentowanie. Wiecie, że komentarze pobudzają wenę i motywują do dalszego pisania, więc jeśli podoba Wam się moje opowiadanie - zostawcie po sobie ślad w postaci króciutkiego komentarza. Będę bardzo wdzięczna. 
Miłego czytania. 
Daria ; *

***

Draco w pośpiechu przemierzał korytarze Hogwartu. Gdyby nie Weasley, zapomniałby o szlabanie. Snape nigdy nie dał mu szlabanu, ale teraz był Gryfonem – a tych nauczyciel sympatią nie darzył. Blondyn obiecał sobie, że gdy tylko wróci do swojego życia Neville pożałuje, że zrobił tak okropny eliksir.
Dochodził do lochów, gdy nagle poczuł, że ktoś na niego wpada.
- Jak chodzisz ty... Granger?! - powiedział zdumiony chłopak, ratując dziewczynę przed upadkiem.
- Ohh przepraszam Cię bardzo – powiedziała ze smutną miną. - wiedziałam, że jesteś głupi, ale nie wiedziałam, że jesteś na tyle ślepy, żeby mnie nie zauważyć!
Na jej usta wkradł się chytry uśmieszek, którego Draco nigdy u niej nie widział. Musiał przyznać, że Ślizgońska wersja Hermiony bardzo mu się podobała. Była całkowitym przeciwieństwem Panny-wiem-to-wszystko. Miała na sobie czarną spódniczkę i bluzkę z niemałym dekoltem, na twarzy miała makijaż mocniejszy niż zazwyczaj, a jej włosy były wyprostowane. Dopiero po chwili blondyn zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nią z otwartą buzią, co z perspektywy dziewczyny musiało wyglądać dość śmiesznie. Widząc reakcje Dracona uśmiechnęła się. Nie był to uśmiech, którym obdarzyła go jeszcze chwilę temu. Teraz jej uśmiech był raczej łobuzerski.
- Nieźle wyglądasz, Granger – powiedział blondyn i posłał jej uwodzicielski uśmiech.
Na jej twarz wpłynął ognisty rumieniec.
- Dzięki. - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i popędziła schodami do góry.
Draco uśmiechnął się, gdy po raz kolejny Hermiona zareagowała na niego w taki sposób, lecz jego uśmiech zniknął, gdy przypomniał sobie, że właśnie pędził na szlaban.
Zdyszany dotarł pod klasę do eliksirów i zauważył, że kilka uczniów już czeka przed salą, a nauczyciela jeszcze nie ma. Dracona zastanawiało, co mogło się wydarzyć na tyle ważnego, że Snape odpuścił sobie dręczenie uczniów. Długo zastanawiać się nie musiał, ponieważ zauważył McGonagall zmierzającą w ich stronę.
- Profesorowi Snape'owi wypadło coś ważnego i dzisiejszy szlaban macie darowany. - Powiedziała nauczycielka i gdy zobaczyła ich miny dodała. - możecie wracać do siebie.
Draco popatrzył na nią zdziwiony i ruszył w stronę wieży Gryffindoru, zanim profesorka zmieni zdanie.
- Panie Malfoy proszę zaczekać! - Chłopak zaklął pod nosem, gdy usłyszał głos McGonagall – Panie Malfoy bardzo proszę, aby pan z panem Potter'em i Weasley'em przyszedł do gabinetu dyrektora. Hasło to „jagodowa muffinka”.
- Dobrze... - odpowiedział zdziwiony.

- Nie mówiła co chciała? Dlaczego akurat my? Może coś zrobiliśmy... A może ktoś nas wrobił? O tak to pewnie ta cała Granger... Po niej bym się wszystkiego spodziewał. Myślicie, że będziemy mieć kłopoty? Jak mama się dowie...
- Możesz się już zamknąć? - Zapytał Draco, zdenerwowany panikowaniem Rona.
- Jagodowa muffinka – powiedział, a chimera strzegąca wejścia do gabinetu odskoczyła w bok, ukazując wejście. Powoli weszli do środka.
Za biurkiem siedział Dumbledore.
-Siadajcie – powiedział dyrektor wskazując im krzesła stojące naprzeciwko biurka.
Zajęli miejsca, a do gabinetu weszli Granger, Zabini i Goyle. Na usta Dracona wpełzł uśmiech, gdy Hermiona zajęła miejsce obok niego.
- Witam was serdecznie. - zaczął Dumbledore. - Doszły do nas informacje, że śmierciożercy postanawiają wkrótce odwiedzić Hogwart. Informuję was o tym, ponieważ to wasze rodziny miały największy udział w pokonaniu Voldemorta i najprawdopodobniej będą chcieli się na was hmm... że tak powiem zemścić. Wiemy też, że będą chcieli to zrobić przed balem bożonarodzeniowym.
Ucznowie wymienili wystraszone spojrzenia.
- Nie macie się czego bać. Postaramy się ochronić was i wasze rodziny najlepiej jak tylko możemy. Wasi rodzice pod koniec listopada przybędą do Hogwartu.
- Ale profesorze – zaczęła Granger. - Jak oni...
- Jak wydostali się z Azkabanu? - dokończył za nią Dumbledore. - Tego jeszcze nie wiadomo, ale przypuszczam, że ktoś im pomógł.
- Myśli pan, że dementorzy są po ich stronie? - spytał drżącym głosem Harry.
- Tego nie można wykluczyć.
Draco zamyślił się. A więc w tym świecie jego rodzice walczyli po tej dobrej stronie. Tak bardzo chciał, aby tak było i w jego świecie. Nie musiałby być śmierciożercą, a co najważniejsze - nie musiałby patrzyć na śmierć swojego ojca. Przymknął na chwilę oczy.
W pokoju panował półmrok. Światło księżyca padało na marmurową posadzkę. Na swoim „tronie” siedział Czarny Pan, a wokół niego stali śmierciożercy. Między nimi stał Draco z matką.
- Wprowadzić go! - rozkazał Voldemort.
Po chwili dwoje śmierciożerców wprowadziło Lucjusza. Młodszy blondyn bardzo chciał podbiec do ojca, lecz poczuł na swoim ramieniu delikatny uścisk matki, jakby wyczuwała co chciał właśnie zrobić.
- Lucjuszu... - zaczął Czarny Pan. - Zdradziłeś nas. Wyrzekłeś się mnie. Czeka cię za to kara.
Śmierciożercy popatrzyli z odrazą na starszego Malfoy'a. Draco zacisnął pięści.
- Crucio!
Lucjusz opadł na ziemię krzycząc z bólu, a jego ciało wygięło się w łuk. Narcyza zacisnęła usta. Z jej oczu popłynęły łzy. Śmierciożercy śmiali się i wiwatowali.
- Żałujesz zdrady, Lucjuszu? - zapytał Voldermort z pogardą w głosie.
- Nie. Jedyne czego mogę żałować, to służby u ciebie! - krzyknął ostatkiem sił.
- Avada kedavra! - zielony płomień wystrzelił z różdżki Czarnego Pana.
- Nie! - krzyknęła Narcyza i rzuciła się w stronę swojego męża. Jego ciało leżało teraz bezwładne na podłodze. Draco zacisnął usta. Zauważył różdżkę Voldemorta wycelowaną w Narcyzę. Szybko podbiegł do matki, chwycił ją za rękę i aportował ich do mugolskiej części Londynu.

- Wszystko w porządku Draco? - usłyszał pełen troski głos Hermiony.
- Tak. Jest... jest dobrze. - powiedział i uśmiechnął się blado.
Zawsze, gdy przypominał sobie śmierć ojca czuł się okropnie. Bolało go to, że mu nie pomógł. Mimo, że to ojciec od małego wpawał mu, że trzeba tępić szlamy i mugoli, że to zawsze on najmniej się nim interesował, gdy go potrzebował i mimo że to przez niego Draco został śmierciożercą, kochał swojego ojca. Tak kochał go i nie mógł sobie wybaczyć, że stał tak bezczynnie i nie mógł mu nawet powiedzieć, że jest dumny z tego, że sprzeciwił się Czarnemu Panu, nie mógł mu powiedzieć tego, co do niego czuł.
- Prosiłbym was o dyskretność. Nie chciałbym, żeby uczniowie i ich rodzice się zamartwiali. Wy musicie wiedzieć. Oni natomiast dowiedzą się w swoim czasie. Dobranoc – uśmiechnął się dyrektor.
Po wyjściu z gabinetu, rozległ się głos Harry'ego.
- Musimy być przygotowani na to, co ma nastąpić. Spotkajmy się w sobotę w pokoju życzeń.
- O której? - Spytał Goyle.
- Po śniadaniu. - opowiedział wybraniec. - nie zapomnijcie. To ważne.
- Będziemy pamiętać.
- To dobranoc. - rzekł wybraniec.
- Dobranoc – odpowiedzieli Ślizgoni.

Draco nie mógł spać. W jego głowie echem odbijały się słowa Dumbledore'a. Bał się nie tylko śmierciożerców. Najbardziej bał się swojej reakcji, gdy zobaczy ojca. Wiedział, że w tym świecie Lucjusz żyje. Żyje i jest dobrym człowiekiem, który pomógł pokonać Czarnego Pana. Postanowił odrzucić to od siebie. A przynajmniej na razie. Nie chciał teraz myśleć o ojcu i o tym co ma się stać. Przymknął oczy i od razu pogrążył się w krainie morfeusza. 
Stał na środku łąki. Rozglądał się jakby kogoś szukał. Nie wiedział kogo, ale czuł, że musi znaleźć tę osobę. Szedł przed siebie. I zobaczył ją. Jej falowane włosy delikatnie opadały na ramiona. Miała na sobie zwiewną, białą sukienkę przed kolano, a na jej malinowych ustach gościł ten piękny uśmiech. Draco szedł w jej stronę powoli, jakby bojąc się, że ją wystraszy. Kiedy podszedł wystarczająco blisko, wyciągnął rękę w stronę dziewczyny i delikatnie dotknął jej policzka. Popatrzył w te piękne, brązowe oczy, chwycił jej brodę i uniósł, aby wreszcie spróbować tych słodkich ust.
- Draco... - rozległ się głos. Hermiona brzmiała jakby miała przechodzić mutację, ale to go teraz nie obchodziło. Teraz chciał tylko poczuć jej usta na swoich.
- Draco, obudź się...

Otworzył oczy i zamarł. Nad nim pochylał się Ron. Był tak blisko, jakby miał zamiar wpić się w usta  blondyna.
- Jak mogłeś? Dlaczego w tym momencie musisz mnie budzić? - powiedział zdenerwowany chłopak.
- Przepraszam. Ja tylko... Wiesz, że gadasz przez sen?
- Co?
- No wołałeś coś w stylu „chodź do mnie”... To przyszedłem...
Draco popatrzył na rudzielca wzrokiem bazyliszka.
- Złaź z mojego łóżka i daj mi spać! - krzyknął zezłoszczony, po czym odwrócił się na brzuch i przykrył głowę poduszką.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział II

I jest rozdział drugi. Króciutki, ale jest.
Rozdział trzeci dodam po powrocie z wakacji. Możliwe, że 18 sierpnia.
Miłego czytania.
Daria.
***

Tego ranka Draco obudził się bardzo nie wyspany. Przez całą noc rozmyślał o tym, co stało się poprzedniego dnia. Miał nadzieję, że to tylko zły sen, że obudzi się w swoim dormitorium. Powoli otworzył swoje zaspane oczy i niemalże krzyknął z przerażenia. Nad jego głową ujrzał rudą, rozczochraną czuprynę.
- Weasley! Co ty do cholery wyprawiasz?!
- Spokojne Smoku. Chciałem Cię tylko obudzić. - Oznajmił Rudzielec. Miał na sobie wychodzoną, czerwoną piżamę w paski, a na jego twarzy gościł głupkowaty uśmiech.
Draco posłał mu spojrzenie godne bazyliszka i leniwie udał się do łazienki. 
- Więc to jednak nie sen... - 
Myślał smutno.
Wziął szybki prysznic i z niechęcią ubrał swoje Gryfońskie szaty. Czy naprawdę nikt nie zauważył, że czerwony ani trochę na pasuje do jego cery? Zaczynał czesać włosy, gdy usłyszał głos Weasley'a.
- Smoku pośpiesz się, bo się spóźnimy na śniadanie. 
Blondyn wiedział, że jedzenie to największa, życiowa pasja Rudego i że nigdy nie zrozumie, że jego włosy muszą wyglądać świetnie. Kilkanaście ruchów grzebieniem nie wystarczy, aby doprowadzić fryzurę do idealnego stanu.

Wielka Sala była prawie pusta. Draco z utęsknieniem spojrzał w stronę stołu Slytherinu, przy którym siedziała Granger z jego najlepszym przyjacielem. Nie mógł uwierzyć, że jego miejsce zajęła jakaś przemądrzała szlama.
- Hej, Malfoy! Co się tak patrzysz? Chciałbyś pewnie posiedzieć w naszym, lepszym towarzystwie. - Powiedziała Granger z chytrym uśmieszkiem.
Ten uśmiech, był jego znakiem rozpoznawczym. To on zawsze kpił sobie z innych, a teraz co? Nie da się poniżać tej głupiej szlamie.
- No, no Granger... Coś ty taka pyskata? Chyba nie wiesz do kogo mówisz!
Gryfonka, albo raczej Ślizgonka wybuchnęła śmiechem. Jego matka się o tym dowie! Takie kpiny to nie z niego. Nie z Dracona Malfoy'a! Już miał jej dogadać, gdy poczuł zaciskające się palce na swoim ramieniu. „Głupi Potter” - pomyślał Blondyn.
- Chodź Smoku. Nie warto.

*
**

- Na dzisiejszej lekcji, będziemy przesadzać mimbulus mimbletonie. Możecie dobrać się w pary. - Rozległ się głos profesor Sprout.
Draco dopiero teraz uświadomił sobie, że właśnie zaczęła się lekcja zielarstwa, a Ron siedzący obok, cały czas się w niego nieprzytomnie wpatruje. Blondyn rozejrzał się po klasie. Jedyną osobą, która jeszcze nie miała pary była ... Granger!
- Malfoy, chodź tu. Będziesz ze mną - Zawołała do niego Hermiona. - No co się tak patrzysz? Będziemy razem pracować, a bynajmniej TY będziesz pracować. Ja nie mam zamiaru się przepracowywać. - Dodała dziewczyna widząc jego minę.
Chłopak wpatrywał się w nią tępo. Granger miałaby siedzieć bezczynnie na lekcji? Miałaby nic nie robić? To do niej nie podobne. Ona zawsze wyrywała się do odpowiedzi. Między innymi dlatego jej tak nienawidził. Ona zawsze musiała być najlepsza i najmądrzejsza, a teraz co?
Draco usiadł przy wolnym stoliku i zabrał się do pracy.
- P
odaj mi łopatkę. - Rozkazał przyglądając się roślinie.
- Nie będziesz mi rozkazywał! - Oburzyła się dziewczyna.
- Jak jesteś taka mądra, to sama to sobie przesadzaj!
- No dobra, masz.
Podając mu łopatkę, delikatnie musnęła palcami kawałek jego dłoni i od razu spłonęła rumieńcem. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie, widząc jak na nią działa.

- Siemanko! - Usłyszeli głos Zabiniego, gdy skończyli pracę.
- Hej. - Odpowiedzieli razem, przez co Hermiona znowu się zarumieniła.
- Ja jestem Blaise. - Uśmiechnął się chłopak wyciągając rękę w stronę Dracona.
Doskonale wiem kim jesteś, kretynie” - myślał Blondyn.
Draco. - Odpowiedział chłopak i uścisnął rękę Diabła.
Blondyn odwrócił się w stronę Rona i Harry'ego. Rudzielec wpatrywał się w czarnoskórego chłopaka pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Widzę, że już skończyliście, więc porywam Mionkę. Do zobaczenia, Draco! - Powiedział Ślizgon, chwytając dziewczynę za ramię i odciągając ją od stolika.

***

Blondyn pędził szybko do lochów. Właśnie zaczynała mu się lekcja ze Snape'm, a on jak na złość musiał wracać się do cieplarni po swoją torbę. Jak mógł jej zapomnieć? Miał dziwne wrażenie, że to przez Granger. Gdy dotknęła jego ręki, podając mu łopatkę, po jego ciele przeszedł dziwny dreszcz, ale wmawiał sobie, że to od chłodu, jaki panował na dworze.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie... - Powiedział zdyszany Draco.
- Pan Malfoy... - nie dokończył nauczyciel, gdyż do klasy wbiegła jeszcze jedna osoba.
- I pan Zabini. No, proszę... Szlaban. Dzisiaj o 18.00 w moim gabinecie.
- Ale profesorze, dzisiaj mamy trening... - Powiedział smętnie Blaise.
- Trzeba było przyjść na czas, panie Zabini. A teraz siadać! - Burknął Snape.

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział I

Postanowiłam zmienić trochę historię i napisać nowy rozdział. Szczerze mówiąc to jestem z niego bardziej zadowolona, niż z tego, który był tu za pierwszym razem. Postanowiłam, że ta historia będzie miała na celu rozśmieszanie, a nie dołowanie. Miłego czytania i buziaki dla Was.
Daria

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

- Uhh, nie dobrze mi... - Draco Malfoy nie krył swojego zniesmaczenia. 
- Co jest, stary? Zjadłeś coś nie świerzego? Ej, chwila... Przecież jadłem to samo co ty, ja nie chce być chory - rozpaczał jego przyjaciel, gestykulując jakby był aktorem w teatrze. 
- Chodzi mi o to - burknął Ślizgon wskazując głową na trzymającą się za ręcę parę. 
- Nie wiem, któremu z nich, mam bardziej współczuć. Jak można spotykać się z kimś takim jak Weasley lub Granger... O nie! Blaise, dawaj wiadro! Szybko! - krzyknął Draco, gdy Ron delikatnie pocałował Hermionę. 
- Cześć Draco... - czule powiedziała Pansy Parkinson, wieszając się na ramieniu Ślizgona.
- O nie. Z Mopsem też bym nie chciał chodzić. Diable, masz to wiadro?! - denerwował się chłopak. 

***

Poranek był chłodny i mglisty. Blaise próbował dobudzić swojego przyjaciela, lecz jak na złość mu nie wychodziło. 
- Smoku, wstawaj! Za 20 minut zaczynają się nam eliksiry... Ze Snape'm. 
Draco w odpowiedzi tylko odwrócił się na drugi bok. 
- Skoro nie chcesz wstać po dobroci, to... Aquamenti! - krzyknął Ślizgon, a z końca jego różdżki wypłynął strumień wody, który skierował na swojego śpiącego przyjaciela. 
- Ciebie już naprawdę powaliło! - chłopak nie krył swojej złości - Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał Cię czymś przeklnąć. Wolisz samą Avadę czy Cruciatusa i Avadę? 
- Tak, tak Smoku. Też jesteś moim najlepszym przyjacielem - uśmiechnął się Blaise, pokazując szereg śnieżnobiałych zębów. 
Gdy znaleźli się przed klasą, nauczyciela jeszcze nie było. Draco od razu spostrzegł Gryfonów. Ron próbował pocałować Hermionę, która nie wyjmywała nosa z książki. Ślizgon parsknął śmiechem. "Nie dziwię się, że woli jakąś nudną książkę, niż usta Wieprzleja" myślał Ślizgon. Nagle drzwi się otworzyły i uczniowe weszli do klasy. 
- Na dzisiejszej lekcji, uwarzymy amortencję. Ktoś wie... - nie dane mu było skończyć, gdyż zrobiła to za niego Hermiona. 
- Jest to najsilniejszy eliksir miłosny. Sprawia, że osoba, która go wypije zadurzy się w osobie, która jej to podała. Zapach mikstury zależy od tego co kto lubi. 
- Dobrze panno Granger, ale proszę mi nie przerywać i nie mówić bez spytania - burknął nauczyciel.
- Wasza amortencja po skończeniu ma mieć kolor mocno różowy. Przepis - tu machnął różdżką - znajduje się na tablicy. Macie półtorej godziny. Powodzenia.
Wszyscy wzięli się za warzenie eliksiru. Draco rzucał wszystkim ukradkowe spojrzenia. Wybuchnął śmiechem, gdy z kociołka Seamusa Finnigana buchnął dym, a Neville'a tak "zahipnotyzowała" jego mikstura, że wpadł do naczynia i przez całą lekcję chodził jak naćpany. 
Ślizgon skończył miksturę jako pierwszy i chyba jako jedyny zrobił wszystko dobrze. Draco pochylił się nad wywarem i poczuł zapach swojego ulubionego, czekoladowego ciasta, które babcia piekła mu, gdy przyjeżdżał do niej w wakacje oraz jakiś dziwny, ale bardzo ładny kwiatowy zapach. Znał go, ale nie bardzo pamiętał skąd. 
- Zobaczymy co stworzył pan Longbottom - burknął Snape, gdy eliksir Neville'a przestał działać. 
- Draco, wypij to 
Neville odetchnął z wyraźną ulgą. 
- Ale dlaczego ja, profesorze? 
- A dlaczego nie ty? 
Draco posłał nauczycielowi nienawistne spojrzenie. Jego matka się o tym dowie, jeśli coś mu się stanie! Napił się mikstury i nagle znalazł się u siebie w łóżku. Ale chwila, to nie było jego łóżko... Szybko wstał i zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej jest w dormitorium Gryfiaków. 
- Co się tu do cholery dzieje?! - krzyknął Draco. 
- Co jest smoku? - spytał go zaciekawiony Potter. 
Czy on go właśnie nazwał Smokiem?! Co tu się działo? 
- Czemu jestem w waszym dormitorium? 
- O czym ty mówisz? Jesteś u siebie, a teraz szybko się ubieraj. Musimy iść na śniadanie. - Weasley uśmiechnął się do niego przyjaźnie. 

Draco wszedł do Wielkiej Sali u boku swoich największych wrogów i został pociągnięty w stronę stołu Gryfonów, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy zachowywali się normalnie. Aż za bardzo. Nie mógł uwierzyć, gdy na jego miejscu przy stole Ślizgonów siedział nie kto inny jak... Granger! Szlama w Slytherinie? I to jeszcze siedząca obok najlepszego przyjaciela Dracona - Blaise'a! Dokąd zmierza ten świat... 

sobota, 27 lipca 2013

Prolog

Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę tak uzależniona od jego obecności, najchętniej wysłałabym go na terapię do świętego mugna. Kiedyś nie wytrzymałabym minuty z nim. Dzisiaj nie wytrzymuję minuty bez niego.
- Śpij jeszcze... Jest środek nocy... - uwielbiam ten jego zaspany głos.
Nawet nie wiem kiedy tak się do siebie zbliżyliśmy. Na początku to było zwykłe zauroczenie i nic nie znaczący flirt, który z czasem przerodził się w miłość. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak wszystko się potoczy. Że co dzień będę czuła jego zapach i patrzyła w te oczy. Że każda chwila z nim będzie dla mnie wszystkim. Że gdy nie będzie go  przy mnie, będę tracić zmysły.*
A pomyśleć tylko, że gdyby nie ten głupi przypadek, dalej byli byśmy wrogami...

***

Prolog króciutki. Jest to moja pierwsza twórczość, więc bądźcie wyrozumiali. Mam nadzieję, że kogoś z was zainteresuje moje opowiadanie. Rozdział pierwszy dodam może jeszcze dzisiaj.
Buziaki, Daria ;*

*Trochę przerobiony tekst z piosenki South Blunt System - Miłość.