Przepraszam bardzo. Rozdział miał być 18, ale nie miałam zbytnio czasu i weny. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Tym razem odrobinę dłuższy niż poprzednie. Bardzo bym Was prosiła o komentowanie. Wiecie, że komentarze pobudzają wenę i motywują do dalszego pisania, więc jeśli podoba Wam się moje opowiadanie - zostawcie po sobie ślad w postaci króciutkiego komentarza. Będę bardzo wdzięczna.
Miłego czytania.
Daria ; *
***
Miłego czytania.
Daria ; *
***
Draco w pośpiechu przemierzał
korytarze Hogwartu. Gdyby nie Weasley, zapomniałby o szlabanie.
Snape nigdy nie dał mu szlabanu, ale teraz był Gryfonem – a tych
nauczyciel sympatią nie darzył. Blondyn obiecał sobie, że gdy
tylko wróci do swojego życia Neville pożałuje, że zrobił tak
okropny eliksir.
Dochodził do lochów, gdy nagle poczuł, że ktoś na niego wpada.
- Jak chodzisz ty... Granger?! - powiedział zdumiony chłopak, ratując dziewczynę przed upadkiem.
- Ohh przepraszam Cię bardzo – powiedziała ze smutną miną. - wiedziałam, że jesteś głupi, ale nie wiedziałam, że jesteś na tyle ślepy, żeby mnie nie zauważyć!
Na jej usta wkradł się chytry uśmieszek, którego Draco nigdy u niej nie widział. Musiał przyznać, że Ślizgońska wersja Hermiony bardzo mu się podobała. Była całkowitym przeciwieństwem Panny-wiem-to-wszystko. Miała na sobie czarną spódniczkę i bluzkę z niemałym dekoltem, na twarzy miała makijaż mocniejszy niż zazwyczaj, a jej włosy były wyprostowane. Dopiero po chwili blondyn zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nią z otwartą buzią, co z perspektywy dziewczyny musiało wyglądać dość śmiesznie. Widząc reakcje Dracona uśmiechnęła się. Nie był to uśmiech, którym obdarzyła go jeszcze chwilę temu. Teraz jej uśmiech był raczej łobuzerski.
- Nieźle wyglądasz, Granger – powiedział blondyn i posłał jej uwodzicielski uśmiech.
Na jej twarz wpłynął ognisty rumieniec.
- Dzięki. - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i popędziła schodami do góry.
Draco uśmiechnął się, gdy po raz kolejny Hermiona zareagowała na niego w taki sposób, lecz jego uśmiech zniknął, gdy przypomniał sobie, że właśnie pędził na szlaban.
Zdyszany dotarł pod klasę do eliksirów i zauważył, że kilka uczniów już czeka przed salą, a nauczyciela jeszcze nie ma. Dracona zastanawiało, co mogło się wydarzyć na tyle ważnego, że Snape odpuścił sobie dręczenie uczniów. Długo zastanawiać się nie musiał, ponieważ zauważył McGonagall zmierzającą w ich stronę.
- Profesorowi Snape'owi wypadło coś ważnego i dzisiejszy szlaban macie darowany. - Powiedziała nauczycielka i gdy zobaczyła ich miny dodała. - możecie wracać do siebie.
Draco popatrzył na nią zdziwiony i ruszył w stronę wieży Gryffindoru, zanim profesorka zmieni zdanie.
- Panie Malfoy proszę zaczekać! - Chłopak zaklął pod nosem, gdy usłyszał głos McGonagall – Panie Malfoy bardzo proszę, aby pan z panem Potter'em i Weasley'em przyszedł do gabinetu dyrektora. Hasło to „jagodowa muffinka”.
- Dobrze... - odpowiedział zdziwiony.
- Nie mówiła co chciała? Dlaczego akurat my? Może coś zrobiliśmy... A może ktoś nas wrobił? O tak to pewnie ta cała Granger... Po niej bym się wszystkiego spodziewał. Myślicie, że będziemy mieć kłopoty? Jak mama się dowie...
- Możesz się już zamknąć? - Zapytał Draco, zdenerwowany panikowaniem Rona.
- Jagodowa muffinka – powiedział, a chimera strzegąca wejścia do gabinetu odskoczyła w bok, ukazując wejście. Powoli weszli do środka.
Za biurkiem siedział Dumbledore.
-Siadajcie – powiedział dyrektor wskazując im krzesła stojące naprzeciwko biurka.
Zajęli miejsca, a do gabinetu weszli Granger, Zabini i Goyle. Na usta Dracona wpełzł uśmiech, gdy Hermiona zajęła miejsce obok niego.
- Witam was serdecznie. - zaczął Dumbledore. - Doszły do nas informacje, że śmierciożercy postanawiają wkrótce odwiedzić Hogwart. Informuję was o tym, ponieważ to wasze rodziny miały największy udział w pokonaniu Voldemorta i najprawdopodobniej będą chcieli się na was hmm... że tak powiem zemścić. Wiemy też, że będą chcieli to zrobić przed balem bożonarodzeniowym.
Ucznowie wymienili wystraszone spojrzenia.
- Nie macie się czego bać. Postaramy się ochronić was i wasze rodziny najlepiej jak tylko możemy. Wasi rodzice pod koniec listopada przybędą do Hogwartu.
- Ale profesorze – zaczęła Granger. - Jak oni...
- Jak wydostali się z Azkabanu? - dokończył za nią Dumbledore. - Tego jeszcze nie wiadomo, ale przypuszczam, że ktoś im pomógł.
- Myśli pan, że dementorzy są po ich stronie? - spytał drżącym głosem Harry.
- Tego nie można wykluczyć.
Draco zamyślił się. A więc w tym świecie jego rodzice walczyli po tej dobrej stronie. Tak bardzo chciał, aby tak było i w jego świecie. Nie musiałby być śmierciożercą, a co najważniejsze - nie musiałby patrzyć na śmierć swojego ojca. Przymknął na chwilę oczy.
W pokoju panował półmrok. Światło księżyca padało na marmurową posadzkę. Na swoim „tronie” siedział Czarny Pan, a wokół niego stali śmierciożercy. Między nimi stał Draco z matką.
- Wprowadzić go! - rozkazał Voldemort.
Po chwili dwoje śmierciożerców wprowadziło Lucjusza. Młodszy blondyn bardzo chciał podbiec do ojca, lecz poczuł na swoim ramieniu delikatny uścisk matki, jakby wyczuwała co chciał właśnie zrobić.
- Lucjuszu... - zaczął Czarny Pan. - Zdradziłeś nas. Wyrzekłeś się mnie. Czeka cię za to kara.
Śmierciożercy popatrzyli z odrazą na starszego Malfoy'a. Draco zacisnął pięści.
- Crucio!
Lucjusz opadł na ziemię krzycząc z bólu, a jego ciało wygięło się w łuk. Narcyza zacisnęła usta. Z jej oczu popłynęły łzy. Śmierciożercy śmiali się i wiwatowali.
- Żałujesz zdrady, Lucjuszu? - zapytał Voldermort z pogardą w głosie.
- Nie. Jedyne czego mogę żałować, to służby u ciebie! - krzyknął ostatkiem sił.
- Avada kedavra! - zielony płomień wystrzelił z różdżki Czarnego Pana.
- Nie! - krzyknęła Narcyza i rzuciła się w stronę swojego męża. Jego ciało leżało teraz bezwładne na podłodze. Draco zacisnął usta. Zauważył różdżkę Voldemorta wycelowaną w Narcyzę. Szybko podbiegł do matki, chwycił ją za rękę i aportował ich do mugolskiej części Londynu.
- Wszystko w porządku Draco? - usłyszał pełen troski głos Hermiony.
- Tak. Jest... jest dobrze. - powiedział i uśmiechnął się blado.
Zawsze, gdy przypominał sobie śmierć ojca czuł się okropnie. Bolało go to, że mu nie pomógł. Mimo, że to ojciec od małego wpawał mu, że trzeba tępić szlamy i mugoli, że to zawsze on najmniej się nim interesował, gdy go potrzebował i mimo że to przez niego Draco został śmierciożercą, kochał swojego ojca. Tak kochał go i nie mógł sobie wybaczyć, że stał tak bezczynnie i nie mógł mu nawet powiedzieć, że jest dumny z tego, że sprzeciwił się Czarnemu Panu, nie mógł mu powiedzieć tego, co do niego czuł.
- Prosiłbym was o dyskretność. Nie chciałbym, żeby uczniowie i ich rodzice się zamartwiali. Wy musicie wiedzieć. Oni natomiast dowiedzą się w swoim czasie. Dobranoc – uśmiechnął się dyrektor.
Po wyjściu z gabinetu, rozległ się głos Harry'ego.
- Musimy być przygotowani na to, co ma nastąpić. Spotkajmy się w sobotę w pokoju życzeń.
- O której? - Spytał Goyle.
- Po śniadaniu. - opowiedział wybraniec. - nie zapomnijcie. To ważne.
- Będziemy pamiętać.
- To dobranoc. - rzekł wybraniec.
- Dobranoc – odpowiedzieli Ślizgoni.
Draco nie mógł spać. W jego głowie echem odbijały się słowa Dumbledore'a. Bał się nie tylko śmierciożerców. Najbardziej bał się swojej reakcji, gdy zobaczy ojca. Wiedział, że w tym świecie Lucjusz żyje. Żyje i jest dobrym człowiekiem, który pomógł pokonać Czarnego Pana. Postanowił odrzucić to od siebie. A przynajmniej na razie. Nie chciał teraz myśleć o ojcu i o tym co ma się stać. Przymknął oczy i od razu pogrążył się w krainie morfeusza.
Dochodził do lochów, gdy nagle poczuł, że ktoś na niego wpada.
- Jak chodzisz ty... Granger?! - powiedział zdumiony chłopak, ratując dziewczynę przed upadkiem.
- Ohh przepraszam Cię bardzo – powiedziała ze smutną miną. - wiedziałam, że jesteś głupi, ale nie wiedziałam, że jesteś na tyle ślepy, żeby mnie nie zauważyć!
Na jej usta wkradł się chytry uśmieszek, którego Draco nigdy u niej nie widział. Musiał przyznać, że Ślizgońska wersja Hermiony bardzo mu się podobała. Była całkowitym przeciwieństwem Panny-wiem-to-wszystko. Miała na sobie czarną spódniczkę i bluzkę z niemałym dekoltem, na twarzy miała makijaż mocniejszy niż zazwyczaj, a jej włosy były wyprostowane. Dopiero po chwili blondyn zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nią z otwartą buzią, co z perspektywy dziewczyny musiało wyglądać dość śmiesznie. Widząc reakcje Dracona uśmiechnęła się. Nie był to uśmiech, którym obdarzyła go jeszcze chwilę temu. Teraz jej uśmiech był raczej łobuzerski.
- Nieźle wyglądasz, Granger – powiedział blondyn i posłał jej uwodzicielski uśmiech.
Na jej twarz wpłynął ognisty rumieniec.
- Dzięki. - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i popędziła schodami do góry.
Draco uśmiechnął się, gdy po raz kolejny Hermiona zareagowała na niego w taki sposób, lecz jego uśmiech zniknął, gdy przypomniał sobie, że właśnie pędził na szlaban.
Zdyszany dotarł pod klasę do eliksirów i zauważył, że kilka uczniów już czeka przed salą, a nauczyciela jeszcze nie ma. Dracona zastanawiało, co mogło się wydarzyć na tyle ważnego, że Snape odpuścił sobie dręczenie uczniów. Długo zastanawiać się nie musiał, ponieważ zauważył McGonagall zmierzającą w ich stronę.
- Profesorowi Snape'owi wypadło coś ważnego i dzisiejszy szlaban macie darowany. - Powiedziała nauczycielka i gdy zobaczyła ich miny dodała. - możecie wracać do siebie.
Draco popatrzył na nią zdziwiony i ruszył w stronę wieży Gryffindoru, zanim profesorka zmieni zdanie.
- Panie Malfoy proszę zaczekać! - Chłopak zaklął pod nosem, gdy usłyszał głos McGonagall – Panie Malfoy bardzo proszę, aby pan z panem Potter'em i Weasley'em przyszedł do gabinetu dyrektora. Hasło to „jagodowa muffinka”.
- Dobrze... - odpowiedział zdziwiony.
- Nie mówiła co chciała? Dlaczego akurat my? Może coś zrobiliśmy... A może ktoś nas wrobił? O tak to pewnie ta cała Granger... Po niej bym się wszystkiego spodziewał. Myślicie, że będziemy mieć kłopoty? Jak mama się dowie...
- Możesz się już zamknąć? - Zapytał Draco, zdenerwowany panikowaniem Rona.
- Jagodowa muffinka – powiedział, a chimera strzegąca wejścia do gabinetu odskoczyła w bok, ukazując wejście. Powoli weszli do środka.
Za biurkiem siedział Dumbledore.
-Siadajcie – powiedział dyrektor wskazując im krzesła stojące naprzeciwko biurka.
Zajęli miejsca, a do gabinetu weszli Granger, Zabini i Goyle. Na usta Dracona wpełzł uśmiech, gdy Hermiona zajęła miejsce obok niego.
- Witam was serdecznie. - zaczął Dumbledore. - Doszły do nas informacje, że śmierciożercy postanawiają wkrótce odwiedzić Hogwart. Informuję was o tym, ponieważ to wasze rodziny miały największy udział w pokonaniu Voldemorta i najprawdopodobniej będą chcieli się na was hmm... że tak powiem zemścić. Wiemy też, że będą chcieli to zrobić przed balem bożonarodzeniowym.
Ucznowie wymienili wystraszone spojrzenia.
- Nie macie się czego bać. Postaramy się ochronić was i wasze rodziny najlepiej jak tylko możemy. Wasi rodzice pod koniec listopada przybędą do Hogwartu.
- Ale profesorze – zaczęła Granger. - Jak oni...
- Jak wydostali się z Azkabanu? - dokończył za nią Dumbledore. - Tego jeszcze nie wiadomo, ale przypuszczam, że ktoś im pomógł.
- Myśli pan, że dementorzy są po ich stronie? - spytał drżącym głosem Harry.
- Tego nie można wykluczyć.
Draco zamyślił się. A więc w tym świecie jego rodzice walczyli po tej dobrej stronie. Tak bardzo chciał, aby tak było i w jego świecie. Nie musiałby być śmierciożercą, a co najważniejsze - nie musiałby patrzyć na śmierć swojego ojca. Przymknął na chwilę oczy.
W pokoju panował półmrok. Światło księżyca padało na marmurową posadzkę. Na swoim „tronie” siedział Czarny Pan, a wokół niego stali śmierciożercy. Między nimi stał Draco z matką.
- Wprowadzić go! - rozkazał Voldemort.
Po chwili dwoje śmierciożerców wprowadziło Lucjusza. Młodszy blondyn bardzo chciał podbiec do ojca, lecz poczuł na swoim ramieniu delikatny uścisk matki, jakby wyczuwała co chciał właśnie zrobić.
- Lucjuszu... - zaczął Czarny Pan. - Zdradziłeś nas. Wyrzekłeś się mnie. Czeka cię za to kara.
Śmierciożercy popatrzyli z odrazą na starszego Malfoy'a. Draco zacisnął pięści.
- Crucio!
Lucjusz opadł na ziemię krzycząc z bólu, a jego ciało wygięło się w łuk. Narcyza zacisnęła usta. Z jej oczu popłynęły łzy. Śmierciożercy śmiali się i wiwatowali.
- Żałujesz zdrady, Lucjuszu? - zapytał Voldermort z pogardą w głosie.
- Nie. Jedyne czego mogę żałować, to służby u ciebie! - krzyknął ostatkiem sił.
- Avada kedavra! - zielony płomień wystrzelił z różdżki Czarnego Pana.
- Nie! - krzyknęła Narcyza i rzuciła się w stronę swojego męża. Jego ciało leżało teraz bezwładne na podłodze. Draco zacisnął usta. Zauważył różdżkę Voldemorta wycelowaną w Narcyzę. Szybko podbiegł do matki, chwycił ją za rękę i aportował ich do mugolskiej części Londynu.
- Wszystko w porządku Draco? - usłyszał pełen troski głos Hermiony.
- Tak. Jest... jest dobrze. - powiedział i uśmiechnął się blado.
Zawsze, gdy przypominał sobie śmierć ojca czuł się okropnie. Bolało go to, że mu nie pomógł. Mimo, że to ojciec od małego wpawał mu, że trzeba tępić szlamy i mugoli, że to zawsze on najmniej się nim interesował, gdy go potrzebował i mimo że to przez niego Draco został śmierciożercą, kochał swojego ojca. Tak kochał go i nie mógł sobie wybaczyć, że stał tak bezczynnie i nie mógł mu nawet powiedzieć, że jest dumny z tego, że sprzeciwił się Czarnemu Panu, nie mógł mu powiedzieć tego, co do niego czuł.
- Prosiłbym was o dyskretność. Nie chciałbym, żeby uczniowie i ich rodzice się zamartwiali. Wy musicie wiedzieć. Oni natomiast dowiedzą się w swoim czasie. Dobranoc – uśmiechnął się dyrektor.
Po wyjściu z gabinetu, rozległ się głos Harry'ego.
- Musimy być przygotowani na to, co ma nastąpić. Spotkajmy się w sobotę w pokoju życzeń.
- O której? - Spytał Goyle.
- Po śniadaniu. - opowiedział wybraniec. - nie zapomnijcie. To ważne.
- Będziemy pamiętać.
- To dobranoc. - rzekł wybraniec.
- Dobranoc – odpowiedzieli Ślizgoni.
Draco nie mógł spać. W jego głowie echem odbijały się słowa Dumbledore'a. Bał się nie tylko śmierciożerców. Najbardziej bał się swojej reakcji, gdy zobaczy ojca. Wiedział, że w tym świecie Lucjusz żyje. Żyje i jest dobrym człowiekiem, który pomógł pokonać Czarnego Pana. Postanowił odrzucić to od siebie. A przynajmniej na razie. Nie chciał teraz myśleć o ojcu i o tym co ma się stać. Przymknął oczy i od razu pogrążył się w krainie morfeusza.
Stał na środku łąki. Rozglądał
się jakby kogoś szukał. Nie wiedział kogo, ale czuł, że musi znaleźć tę osobę. Szedł przed siebie. I zobaczył ją. Jej falowane
włosy delikatnie opadały na ramiona. Miała na sobie zwiewną,
białą sukienkę przed kolano, a na jej malinowych ustach gościł
ten piękny uśmiech. Draco szedł w jej stronę powoli, jakby bojąc
się, że ją wystraszy. Kiedy podszedł wystarczająco blisko,
wyciągnął rękę w stronę dziewczyny i delikatnie dotknął jej policzka. Popatrzył w te piękne, brązowe oczy, chwycił jej brodę
i uniósł, aby wreszcie spróbować tych słodkich ust.
- Draco... - rozległ się głos. Hermiona brzmiała jakby miała przechodzić mutację, ale to go teraz nie obchodziło. Teraz chciał tylko poczuć jej usta na swoich.
- Draco, obudź się...
Otworzył oczy i zamarł. Nad nim pochylał się Ron. Był tak blisko, jakby miał zamiar wpić się w usta blondyna.
- Jak mogłeś? Dlaczego w tym momencie musisz mnie budzić? - powiedział zdenerwowany chłopak.
- Przepraszam. Ja tylko... Wiesz, że gadasz przez sen?
- Co?
- No wołałeś coś w stylu „chodź do mnie”... To przyszedłem...
Draco popatrzył na rudzielca wzrokiem bazyliszka.
- Złaź z mojego łóżka i daj mi spać! - krzyknął zezłoszczony, po czym odwrócił się na brzuch i przykrył głowę poduszką.
- Draco... - rozległ się głos. Hermiona brzmiała jakby miała przechodzić mutację, ale to go teraz nie obchodziło. Teraz chciał tylko poczuć jej usta na swoich.
- Draco, obudź się...
Otworzył oczy i zamarł. Nad nim pochylał się Ron. Był tak blisko, jakby miał zamiar wpić się w usta blondyna.
- Jak mogłeś? Dlaczego w tym momencie musisz mnie budzić? - powiedział zdenerwowany chłopak.
- Przepraszam. Ja tylko... Wiesz, że gadasz przez sen?
- Co?
- No wołałeś coś w stylu „chodź do mnie”... To przyszedłem...
Draco popatrzył na rudzielca wzrokiem bazyliszka.
- Złaź z mojego łóżka i daj mi spać! - krzyknął zezłoszczony, po czym odwrócił się na brzuch i przykrył głowę poduszką.